Głos praktyków w raporcie o stanie edukacji językowej
Czy można znać wszystkie czasy, zdać każdy test i wciąż mieć problem z powiedzeniem prostego zdania w codziennej rozmowie? To pytanie, które od lat powraca w rozmowach o skuteczności nauczania języków w Polsce. I właśnie dlatego w tegorocznym raporcie o stanie edukacji językowej poprosiliśmy o głos tych, którzy na co dzień widzą, jak teoria spotyka się z praktyką – właścicieli i lektorów szkół językowych Proud Users of National Geographic Learning.
Ich doświadczenia pokazują, że za liczbami i trendami stoją realne historie, wyzwania i pomysły na zmianę. Dziś oddajemy głos dwóm osobom, które doskonale wiedzą, czym jest „język w działaniu”:
Maria Weiss
Właścicielka Centrum Edukacyjnego Welcome w Mysłowicach
Z czego może wynikać fakt, że polskie dzieci i młodzież miewają trudności z posługiwaniem się językiem obcym w codziennych sytuacjach?
Moim zdaniem, fakt, że polskie dzieci i młodzież mają problem z posługiwaniem się językiem angielskim w codziennych sytuacjach jest wypadkową kilku czynników. Zgodnie z zasadami MEN klas nie dzieli się na grupy, jeżeli jest w nich do 24 uczniów. Co oznacza, że angielski w szkołach odbywa się w grupach 12-24 osób, a to bardzo dużo. Podczas 45 minut nauczyciele nie mają możliwości nawiązać rozmowy w języku angielskim z każdym uczniem, podczas pracy w parach doglądanie kilkunastu osób jednocześnie jest niewykonalne.
Drugim czynnikiem są podręczniki i podstawa programowa nastawione na zdawanie egzaminów. Nie dotyczy to jedynie języków, ten sam problem można zaobserwować na wszystkich przedmiotach. Polskie dzieci są świetne w rozwiązywaniu testów, a mają znaczące problemy z myśleniem krytycznym i używaniem sensownych argumentów.
Trzecią kwestią jest niezmienne od lat nauczanie gramatyki. Polski maturzysta zna w języku kilkanaście czasów, często więcej i lepiej niż niejeden mieszkaniec Wysp Brytyjskich, ale nie potrafi wykłócić się o zmianę pokoju w hotelu.
Podsumowując, uważam że trzy główne czynniki wpływające na problemy polskich uczniów to: zbyt liczne grupy na zajęciach z języków, nastawienie na egzaminy w procesie dydaktycznym oraz przestarzałe metody nauczania bazujące na nauce pamięciowej i gramatyki, zamiast nauki kompetencji komunikacyjnych.
Jak przełamywać blokadę językową?
Przełamywanie barier językowych jest bardzo indywidualną sprawą. Istnieją dzieci i dorośli zupełnie nie mający z tym problemu oraz osoby dla których jest to bardzo poważny problem w procesie nauki. Obserwujemy ogólny trend, że dzieci młodsze znające przysłowiowe 3 słowa po angielsku pójdą do restauracji na all-inclusive i zamówią sobie loda używając języka ciała i tych słów które znają. Później następuje u wielu dzieci etap wstydu, w który wchodzą zwykle w okresie nastoletnim. Młodzież z racji swojego trudnego wieku ma w różnych aspektach problemy z wiarą w siebie, od wizerunku własnego ciała począwszy, a na posiadanej wiedzy skończywszy. Nastolatki nie będąc pewnymi, czy powiedzą dobrze, wolą w ogóle się nie odezwać.
Czy jest to pokłosie nauki szkolnej i jej zero-jedynkowego systemu oceniania? Być może. Wiemy jednak na pewno, że wiele osób nie pozbywa się tej blokady nawet w dorosłości. Polacy nauczeni są, że mówimy dobrze, albo wcale. Umiesz, albo nie umiesz. W kontekście języka jest to jednak nieprawda. Małe dzieci komunikują się używając 3 słów i palca, i dorośli też tak mogą. W naszej szkole przełamywanie barier polega właśnie na mówieniu do uczniów po angielsku i oczekiwaniu, że w końcu zrobią to samo. Niektórzy potrzebują na to miesiąca, inni kwartału.
Jednak jeżeli możemy z uczniem skomunikować się po angielsku, nawet z błędami to nie poprawiamy go. Na poprawki przyjdzie czas kiedy nasz uczeń wejdzie na wyższy poziom znajomości języka. Należy zachęcać uczniów do mówienia, nawet wspomaganego gestykulacją, nawet z błędami gramatycznymi, ale jednak po angielsku. Ja osobiście za przykład podaję tutaj zawsze imigrantów, którzy przybywając do USA czy UK nie znają ani słowa po angielsku, ale muszą iść do pracy. Idealną sytuacją jest kiedy uczeń podczas rozmowy myśli po angielsku, jednak dojście do tego etapu wymaga biegłości w języku.
Jakie, Pani zdaniem, są najbardziej efektywne, praktyczne metody nauki języka obcego i jak najlepiej motywować do nauki języków obcych?
Jeżeli chodzi o najbardziej efektywne metody nauczania, to osobiście jestem zwolenniczką metody immersyjnej, kiedy zwracamy się do uczniów po angielsku w każdej sytuacji. Nie tylko podczas pracy z książką, ale również podczas wydawania poleceń dotyczących przejścia na dywan czy zgody na wizytę w toalecie. Dzięki temu uczniowie rozumieją wiele różnych poleceń i chociaż nie zdają sobie z tego sprawy, kiedy później spotkają na swojej drodze słowa „Carpet” lub „toilet” to ich mózgi automatycznie będą wiedziały, o co chodzi. Bardzo dobrym motywatorem dla dzieci są bohaterowie książek z serii Look od NGL, którzy będąc w wieku naszych uczniów świetnie mówią po angielsku. Dzieci czasem reagują na nich słowami „to oni tak potrafią, a my nie?”. No jeszcze nie, ale wszystko przed wami!
Jako kontrprzykład mogę tutaj podać dzieci przychodzące do nas z innych szkół językowych, uczone według programu bazującego na metodzie Callana. Metoda ta polega na wielokrotnym powtarzaniu tych samych zwrotów, aż do zapamiętania. Staje się ona problematyczna, kiedy przychodzi mierzyć się z codziennymi sytuacjami. Mamy ucznia, który zawsze widząc obrazek słyszał pytanie „What’s this?” i odpowiadał „It is a…”. Takie dziecko nie rozumie, kiedy pytanie o obrazek brzmi „What can you see here?”. Podobnie jest z resztą z odpowiedzią. W codziennym życiu na pytanie o kolor posiadanego samochodu nikt z nas nie mówi „Ten samochód jest czerwony”, każdy dorosły odpowiada po prostu „czerwony”, resztę roboty wykonuje kontekst.
Przemysław Szczurowski
Właściciel szkoły językowej „Lots of Dots”, edukator, tata, podróżnik
Z czego może wynikać fakt, że polskie dzieci i młodzież miewają trudności z posługiwaniem się językiem obcym w codziennych sytuacjach?
Po pierwsze – uczymy języka jak przedmiotu, a nie jak narzędzia. Z naciskiem na teorię, testy, regułki. Dzieci latami ćwiczą czasy, listy słówek i pisanie wypracowań, ale brakuje im tego, co najważniejsze: prawdziwego kontaktu z językiem i realnych okazji do mówienia.
W polskim systemie edukacji wciąż dominuje podejście teoretyczne – uczniowie uczą się słówek i zasad gramatyki, ale nie mają szansy sprawdzić tej wiedzy w praktyce. To trochę tak, jakby ktoś uczył się jazdy na rowerze, oglądając filmiki, ale nigdy nie wsiadł na rower.
I co najgorsze – od lat nic się nie zmieniło. Odkąd sam skończyłem szkołę, minęło wiele lat, a sposób nauczania języka wciąż wygląda niemal identycznie. Przerabiamy czasy, uczymy się z tych samych typów podręczników, robimy testy, ale wciąż nie uczymy mówić.
A wiem dokładnie, co znaczy mieć barierę językową. Zawsze byłem „świetny z angielskiego” – dobre oceny, znajomość reguł, sukcesy w szkole. A mimo to, kiedy wyjechałem za granicę, bałem się odezwać w codziennych sytuacjach. To była ogromna lekcja pokory – i właśnie dzięki temu dziś wiem, jak wygląda prawdziwa nauka języka. Bo język to nie test – to życie.
Po drugie – i może jeszcze ważniejsze – wciąż zbyt mocno obecna jest w polskiej szkole kultura oceniania i wytykania błędów. Dzieci boją się mówić, bo przez lata uczono je, że najpierw trzeba mówić „bez błędów”. A jeśli się pomylisz – zostaniesz poprawiony, skarcony, może nawet wyśmiany. Szukamy w uczniach tego, co robią źle, zamiast szukać tego, w czym są dobrzy.
Nie chcę generalizować – wiemy, że w wielu szkołach publicznych są nauczyciele, którzy z ogromnym zaangażowaniem próbują coś zmienić, wprowadzają komunikację, uczą praktycznie, robią świetną robotę mimo trudnych warunków. I to budzi nadzieję. Ale równocześnie nadal zbyt często słyszymy o tych nieprzyjemnych przypadkach: uczniów zawstydzonych, uciszanych, zniechęconych do mówienia już na starcie.
Jak przełamywać blokadę językową?
Z blokadą językową przychodzą do nas zarówno dzieci, jak i dorośli. I niezależnie od wieku, mechanizm jest ten sam: strach przed oceną – przed tym, że ktoś mnie poprawi, skrytykuje, że powiem coś źle.
To nie jest problem z brakiem wiedzy. To jest problem z poczuciem bezpieczeństwa.
Dlatego w naszej szkole ogromną wagę przykładamy do budowania przestrzeni, w której można mówić bez stresu. Nie przerywamy dzieciom w połowie zdania, nie wytykamy błędów. Zamiast tego – cieszymy się z każdej próby. Nawet jeśli zdanie jest niegramatyczne, ale ktoś się odważył mówić – to już jest sukces.
Widzimy, że kiedy dziecko czuje się swobodnie, kiedy wie, że nie zostanie ocenione ani zawstydzone – zaczyna mówić więcej, pewniej, odważniej. A z czasem, naturalnie, zaczyna też mówić poprawniej. Najpierw jest komunikacja – później korekta.
Pomagają też prawdziwe, życiowe konteksty. Gdy dzieci odgrywają scenki, w których pytają o drogę, zamawiają pizzę, rozmawiają o weekendzie – nie mają wrażenia, że to „lekcja”. To bardziej zabawa, symulacja codziennego życia. I właśnie wtedy uczą się najwięcej – bo uczą się w działaniu, bez presji.
Dla wielu uczniów – zarówno dzieci, jak i dorosłych – pierwszy moment, w którym ktoś ich zrozumie po angielsku, to przełom. To wtedy dzieje się coś ważnego: pojawia się wiara w siebie. I to właśnie ta wiara napędza dalszą naukę.
Jakie są najbardziej efektywne, praktyczne metody nauki języka obcego i jak najlepiej motywować do nauki języków obcych?
Z naszych doświadczeń wynika, że najbardziej skuteczna nauka języka opiera się na trzech filarach:
1. Praktyczne zwroty i życiowe konteksty
Dzieci i młodzież uczą się najlepiej, gdy wiedzą, po co coś robią. Dlatego stawiamy na scenariusze z życia: jak zapytać o drogę, jak zamówić jedzenie, jak odnaleźć się na lotnisku. Nie chodzi o suche słówka, ale o to, by potrafić się porozumieć w konkretnych sytuacjach.
Kiedy uczniowie widzą, że to, czego się uczą, naprawdę im się przyda – są bardziej zaangażowani. A nauka zaczyna mieć sens.
2. Codzienna, mała praktyka
Nie trzeba godzinami siedzieć nad książkami. Zamiast tego uczymy naszych uczniów i rodziców, że 15 minut dziennie może zdziałać więcej niż dwie godziny raz w tygodniu.
Regularna, krótka praktyka – poprzez aplikacje, fiszki, rozmowy, piosenki czy seriale –buduje nawyk i pozwala utrwalać wiedzę bez wysiłku. Angielski staje się częścią codzienności, a nie tylko „lekcją do odrobienia”.
3. Poczucie sprawczości i radość z postępów
Najlepsza motywacja? Widoczne efekty. Kiedy dziecko widzi, że potrafi coś powiedzieć, że ktoś je zrozumiał, że coś „kliknęło” – pojawia się radość, duma, pewność siebie.
W naszej szkole celebrujemy każdy mały sukces. Bo język to proces – składający się z wielu małych kroków. A każdy krok przybliża ucznia do większej swobody.
Młodzież szczególnie potrzebuje poczucia sensu i autonomii. Musi widzieć, że język to nie tylko obowiązek szkolny, ale klucz do świata: do podróży, do pracy, do poznawania innych ludzi i kultur. Pokazujemy im, że angielski to nie tylko przedmiot – to narzędzie wolności.
Wspólna lekcja z dwóch perspektyw
Choć Maria i Przemek uczą w różnych miejscach i z różnymi grupami wiekowymi, ich obserwacje prowadzą do wspólnego wniosku: największą barierą w nauce języka nie jest brak wiedzy, lecz brak okazji do jej użycia.
W obu wypowiedziach powtarza się ta sama myśl – że prawdziwa komunikacja zaczyna się tam, gdzie znika lęk przed błędem. Że język trzeba przeżyć, a nie tylko poznać. I że skuteczna nauka to nie lista czasów i reguł, ale setki mikro-sytuacji, w których uczeń ma szansę naprawdę coś powiedzieć, zapytać, zrozumieć.
To właśnie podejście, które od lat inspiruje nas w National Geographic Learning – nauka przez doświadczenie, odkrywanie i autentyczny kontakt ze światem. Takie, w którym język nie jest celem samym w sobie, ale narzędziem poznania.
Dlatego tak bardzo cenimy naszych Proud Users – bo ich codzienna praktyka pokazuje, że ta wizja naprawdę działa. W ich szkołach lekcje stają się przestrzenią do rozmowy, a uczniowie nie „uczą się mówić po angielsku” – oni uczą się mówić po prostu.
Co dalej? Pobierz raport!
Raport o stanie edukacji językowej to nie tylko zbiór danych i cytatów. To portret środowiska, które nie boi się zadawać trudnych pytań i szukać prawdziwych odpowiedzi. Pokazuje, że przyszłość nauki języków w Polsce zależy nie od nowych testów, ale od nowych rozmów – takich, jakie codziennie toczą się w szkołach naszych Proud Users.
To właśnie tam rodzą się dobre praktyki: uczenie poprzez działanie, odwaga do mówienia mimo błędów, autentyczna komunikacja. I właśnie tam widać, że język to nie przedmiot – to sposób, by poznawać świat i siebie.

